Stymulacja owulacji, choć ważna, nie jest niezbędnym elementem procedury zapłodnienia pozaustrojowego i w uzasadnionych przypadkach może zostać pominięta. Jak się za chwilę przekonasz, takie rozwiązanie niesie jednak ze sobą zarówno wady jak i zalety. Więcej o in vitro na cyklu naturalnym dowiesz się z artykułu.
Stymulacja owulacji, choć ważna, nie jest niezbędnym elementem procedury zapłodnienia pozaustrojowego i w uzasadnionych przypadkach może zostać pominięta. Jak się za chwilę przekonasz, takie rozwiązanie niesie jednak ze sobą zarówno wady jak i zalety. Więcej o in vitro na cyklu naturalnym dowiesz się z artykułu.
W jakich sytuacjach rezygnuje się ze stymulacji jajeczkowania?
Powody są różne, jednak w wielu przypadkach decydują kwestie ideologiczne. In vitro na naturalnym cyklu wybierają przede wszystkim kobiety, którym zależy na ograniczeniu liczby zarodów do minimum. Niestety wiąże się to z pewnym ryzykiem, ale o tym w dalszej części artykułu. Bywa też, że pacjentka źle reaguje na stymulację owulacji albo reaguje zbyt słabo. Protokół stymulacji zawsze dobierany jest w sposób indywidualny, m.in. na podstawie wyników badań hormonalnych. Czasem jednak, pomimo ogromnych starań lekarza, nie udaje się uzyskać pożądanej liczby pęcherzyków. Przyczyną może być np. nosicielstwo mutacji w genach odpowiedzialnych za regulację poziomu hormonów. Podczas stymulacji jajeczkowania możemy mieć też do czynienia z odwrotną sytuacją. Pacjentka może zareagować na nią zbyt intensywnie i dojdzie do hiperstymulacji, czyli niekontrolowanego wzrostu pęcherzyków jajnikowych pod wpływem przyjętych hormonów.
Standardowe in vitro a in vitro na cyklu naturalnym – podobieństwa i różnice
Zacznijmy od wyjaśnienia, po co właściwie przed in vitro stymuluję się owulację? Otóż ma ona pobudzić jajniki do produkcji większej niż w cyklu naturalnym liczby pęcherzyków jajnikowych. W tym celu pacjentka przyjmuje określony rodzaj i dawkę leków. Odbywa się to zgodnie z przyjętym protokołem stymulacji, który może być krótki lub długi. Protokół krótki rozpoczyna się i kończy w czasie jednego cyklu menstruacyjnego. Najpierw w okolicach 2-3 dniu cyklu pacjentka zaczyna przyjmować gonadotropinę. Jednocześnie, ok. 5-6 dnia cyklu, włącza antagonistę gonadoliberyny (GnRH). Ma ona zablokować przysadkę mózgową, by ta przestała produkować hormon luteinizujący (LH), który odpowiada za wystąpienie owulacji. Stymulacja jajeczkowania kończy się, gdy pęcherzyki jajnikowe osiągną ok. 18-20 mm. Dopiero wówczas kobieta otrzymuje zastrzyk, który wywołuje u niej owulację, a następnie po ok. 36 godzinach od jego przyjęcia, ma wykonywaną punkcję jajników.
W protokole długim cała procedura rozpoczyna się już w drugiej połowie cyklu poprzedzającego właściwą stymulację (trwa więc od 5 do nawet 8 tygodni). Około 21 dnia cyklu kobieta zaczyna przyjmować leki hamujące przysadkę, w tym przypadku jest to agonista GnRH. Następnie wraz z wystąpieniem krwawienia dodatkowo włączane są gonadotropiny. Stymulacja trwa do momentu osiągnięcia przez pęcherzyki jajnikowe właściwych rozmiarów, tzn. 18-20 mm średnicy. Gdy tak się stanie, kobieta przyjmuje zastrzyk wywołujący owulację i za ok. 36 godzin ma wykonywaną punkcję jajników. To oczywiście tylko dwa z wielu możliwych schematów stymulacji. Klinika może bowiem zmodyfikować standardowy protokół, by był on jeszcze lepiej dopasowany do konkretnej pacjentki.
Zobacz też: Stymulacja jajeczkowania – dlaczego tak ważna przy IVF?
W in vitro odbywającym się na cyklu naturalnym kobieta nie musi poddawać się stymulacji jajeczkowania. Lekarz może jej co prawda przepisać leki hormonalne, ale o dużo słabszym działaniu. Nie będą one hamowały przysadki mózgowej, a kobieta nie będzie przyjmować gonadotropin. Takie rozwiązanie, choć bardziej komfortowe dla kobiety, ma niestety pewne znaczące wady. Jakie?
Wady i zalety in vitro na cyklu naturalnym
Podstawową wadą zapłodnienia pozaustrojowego na cyklu naturalnym jest uzyskanie mniejszej liczby pęcherzyków jajnikowych, a co za tym idzie mniejsza szansa na ciążę. Zwykle podczas owulacji z jajnika uwalnia się tylko jedna komórka jajowa. Stymulując jajniki przy pomocy odpowiednich leków, możemy tych komórek otrzymać znacznie więcej, dzięki czemu uzyskujemy więcej zarodków, a szansa na powodzenie procedury in vitro automatycznie wzrasta. W trakcie stymulacji jajeczkowania wzrost pęcherzyków jest też nieustannie monitorowany, co pozwala dokładnie wyznaczyć termin punkcji jajników. Podczas in vitro w cyklu naturalnym lekarz nie ma już takiej kontroli nad wzrostem pęcherzyków, w związku z tym istnieje niebezpieczeństwo, że komórka uwolni się za wcześnie i punkcji nie będzie można przeprowadzić.
Z drugiej strony in vitro na cyklu naturalnym oznacza krótszą i mniej kosztowną procedurę. Kobieta nie musi przechodzić kilkutygodniowej stymulacji i płacić za leki hormonalne. Nie grozi jej też hiperstymulacja oraz inne nieprzyjemne skutki uboczne. Bo musisz wiedzieć, że procedura ta wiąże się z ryzykiem wystąpienia niepożądanych objawów, takich jak: uderzenia gorąca, rozdrażnienie, spadek libido, suchość w pochwie czy bóle głowy. Przy in vitro na cyklu naturalnym problem ten nie występuje, ponieważ kobieta nie zażywa hormonów. Co ważne nie ma też ryzyka ciąży wieloraczej, ponieważ transferowany jest tylko jeden zarodek. No właśnie, a jak wygląda przeniesienie zarodka do macicy podczas in vitro na cyklu naturalnym?
Zobacz też: 6 pytań o stymulację owulacji przed in vitro
Punkcja i transfer zarodka w in vitro na cyklu naturalnym – jaka jest różnica?
Praktycznie żadna. Procedura pobrania komórek jajowych i przetransferowania zarodka do macicy w cyklu naturalnym nie różni się w zasadzie niczym od punkcji i transferu w cyklu stymulowanym. Podczas pobierania komórek pacjentka ma tak samo nakłuwane jajniki. Ponieważ pobiera się mniej komórek (jedną, ewentualnie dwie), zabieg trwa jednak krócej i jest mniej bolesny. Później zarodek jest przenoszony do macicy w taki sam sposób, jak ma to miejsce podczas in vitro ze stymulacją.